Władysław Drelicharz – pancerny skorpion spod Monte Cassino

Władysław Drelicharz urodził się 16.IX.1913 r. w Tuchowie. Był synem Józefa – robotnika kolejowego – i Genowefy. Mając zaledwie 5 lat, stracił matkę. Opiekę nad chłopcem sprawowali dziadkowie, Tomasz i Apolonia Schabowie, zamieszkali w Kielanowicach. Ojciec wkrótce ożenił się po raz drugi, z Krystyną Galas.

Władysław doczekał się przyrodniego rodzeństwa, z którym łączyły go więzy uczuciowe, podobnie jak z ojcem i przybraną matką.

Naukę szkolną rozpoczął w 1919 roku w Szkole Powszechnej w Kielanowicach, a następnie kontynuował w Szkole Powszechnej 7-klasowej w Tuchowie. W 1933 r. ukończył II Gimnazjum im. hetmana Jana Tarnowskiego w Tarnowie. Był uczniem przeciętnym. Interesował się historią, dużo czytał, lubił sport, należał do Związku Strzeleckiego. Wymagana w szkole dyscyplina nie pozostawała w zgodzie z jego temperamentem i jego żywiołością. Na kartach dziennika klasowego znaleźć można uwagi: „krzyczy”, „broi”.

Po zdaniu matury postanowił zrealizować swoje młodzieńcze marzenia i wstąpić do szkoły wojskowej. Wybór padł na Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowie-Komorowie. Po jej ukończeniu w 1936 r. jako podporucznik został skierowany do służby w 51 Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w Brzeżanach w województwie tarnopolskim. Pochłaniała go praca szkoleniowa wśród żołnierzy. Nie rezygnował jednak ze sportu i spotkań towarzyskich, w czasie których bawił znajomych dużym poczuciem humoru. W Brzeżanach poznał swoją przyszłą żonę Aleksandrę Weiss de Weissenfeld.

Wracając do służby wojskowej, wspomnę, że w 1938 r. należał do grupy wypadowej „Stryj” jako dowódca oddziału partyzanckiego na Ruś Zakarpacką. Tam został po raz pierwszy ranny. Leczenie i rekonwalescencję przechodził w szpitalu we Lwowie.

Po powrocie do swego pułku 1.IX.1939 r. wyruszył na wojnę jako dowódca 5 kompanii strzeleckiej. Tuż przed wymarszem poślubił wspomnianą wyżej Aleksandrę. W1940 roku przyszła na świat córka, Władysława Grażyna, której – niestety – nigdy nie zobaczył.

51 Pułk Piechoty wchodził w skład 12 Dywizji Piechoty, a ta za kolei należała do Armii Prusy. W rejonie koncentracji 12 DP (Skarżysko – Kamienna) toczyły się trwające do 9.IX krwawe walki, które doprowadziły do rozbicia dywizji. Dowódca zarządził podzielenie oddziałów na kilkunastoosobowe grupki i przedzieranie się za Wisłę.

Ppor. Drelicharz na czele takiej grupy przekroczył Wisłę, gdzie następnie dołączył do zreorganizowanej 12 DP, aby po wycofaniu się do Kowla brać udział w organizowaniu jego obrony. Po wkroczeniu Armii Czerwonej i likwidacji obrony Kowla przedzierał się przez oddziały radzieckie z małą uzbrojoną grupą na południe do granicy.

Niestety – umundurowani i uzbrojeni nie mogli posuwać się dalej, więc przebrali się w ubiory cywilne, broń ukryli w lesie i każdy na własną rękę udał się do rejonu zamieszkania swoich najbliższych. Ppor. Drelicharz wrócił w okolice Brzeżan. 4.XI podjął pierwszą – nieudaną – próbę przekroczenia granicy; okazała się strzeżona ze zwiększoną czujnością. Wrócił więc do Brzeżan, gdzie 5.XI został niespodziewanie zatrzymany przez NKWD. Prowadzony w ciemnościach nocy i ulewnym deszczu podjął udaną próbę ucieczki w zaułki miasta.

7.XII.1939 r. bez przeszkód przekroczył granicę węgierską. Jego zamiarem było dotarcie do oddziałów polskich we Francji. Do Budapesztu przybył przed 13 XII, skąd skierowany został do obozu dla internowanych w Visegrad. Wiosną 1940 r. opuścił Węgry i 21.V zameldował się na stacji zbornej w Bejrucie. Przydzielony został do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, w której pełnił różne funkcje do czasu przeszkolenia na carriersach.

11.XII.1940 r. został mianowany porucznikiem. Po kolejnych reorganizacjach SBSK objął dowództwo plutonu carriersów kompanii dowodzenia w pierwszym batalionie piechoty.

W 1941 r. jako żołnierz SBSK brał udział w obronie twierdzy Tobruk. Szczególnie bogate są dzieje patroli tobruckich. Niepokoiły one co noc nieprzyjaciela, zadawały mu straty, brały jeńców, rozminowywały przedpola, Na patrole z reguły chodzili ochotnicy, zwano ich „zagończykami”. Był nim także por. Drelicharz. Jego podkomendny, Mieczysław Białkiewicz, wspomina: „W patrolach nocnych Władek specjalnie się wyróżnia, jak kot przesmykuje się przez gęste pola minowe, przyprowadza jeńców włoskich, zdobywa informacje.”

Władysław Choma w artykule „Po bitwie” w 3 nr. „Parady” nazywa go „sławnym zagończykiem”. W czasie jednego z największych i najpomyślniejszych patroli, 20/21.XI, por. Drelicharz został ranny, a następnie ewakuowany do szpitala wojennego w Aleksandrii. W czasie wypadu żołnierze udowodnili duże przywiązanie do swego dowódcy. Oto słowa W. Chomy: „Dnia 21.X1.1941r. śp. Drelicharz(…) w czasie wypadu na pozycje włoskie w Tobruku został ranny odłamkiem ręcznego granatu. Sprawcę tego byliby żołnierze roznieśli na kawałki, gdyby nie por. Drelicharz, który kazał Włocha zabrać do niewoli. Był to jedyny jeniec, którego wtedy zabrano”.

Rozkazem z dnia 29.XI.1941 r. porucznikowi został nadany Krzyż Walecznych po raz pierwszy.

Po powrocie na front w trakcie jednego z wypadów pod Gazalą w lutym 1942 r. ponownie został ranny.

Z chwilą utworzenia 2 Korpusu Polskiego objął dowództwo 2 szwadronu czołgów Pułku 4 Pancernego. Na pustyni egipskiej powstał symbol pułkowy – „Skorpion”. „W naszym pustynnym obozie – wspomina Mieczysław Białkiewicz – była moc skorpionów… Nieraz obserwowaliśmy ich walki z o wiele większymi pająkami tarantulami, które różnie się kończyły, ale zawsze skorpion wykazywał większą odwagę i wolę walki- szarżował jak czołg. Władek wtedy powiedział do mnie: „Mieciu, namaluj takiego skorpiona na moim czołgu – to będzie nasz znak!” Zrobione! Pomysł ten był entuzjastycznie przyjęty przez cały szwadron i w ciągu dnia wszystkie czołgi miały skorpiona na wieżach”. Z biegiem czasu mianem „Skorpion” określano żołnierzy Pułku 4 Pancernego w całym 2 Korpusie Polskim.

6.IV Pułk przybył do Włoch. 2 szwadron czołgów kpt. Drelicharza brał udział w walkach o Monte Cassino – forsował zaminowaną „Gardziel”, nacierając na Mass Albanetę. 17.V.1944 r. trwały zacięte boje. Melchior Wańkowicz relacjonował: „Koło godziny osiemnastej siły załóg czołgowych są na wyczerpaniu. Dwanaście już godzin walczą. Młody, dźwięczny, wibrujący radością walki głos kpt. Drelicharza brzmi teraz ochryple.

– „Olga 3” strzelać oszczędnie!

Godzina 17.50 – Mamy tylko cztery czołgi…

O godzinie 18.45, po dłuższej przerwie, spowodowanej przegrzaniem się radia, słychać głos Drelicharza. Jakże inny! Głuchy głos – jak ze studni.

– Stoję tam, gdzie stałem. Otrzymałem rozkaz wycofania

się – i nagle, aż niemal dziecinnie z rozpaczą – „Ster”, co mam robić?

„Ster” to kryptonim szefa sztabu. Drelicharz otrzymał rozkaz wycofania się na rzecz idącego z dziesięciu czołgami por. Bortnowskiego. Już raz, pod Gazelą… kiedy

Drelicharz zrobił już całą robotę, został ranny…

Właśnie wtedy Bortnowski również objął jego pluton carriersów…I dokończył… Za niego… Kpt. Drelicharz wierzy, że czołgi jutro wjadą w dolinę Albanety, o którą

dzień cały walczył. I ma ustąpić?

– Drelicharz: – Zrozumcie…, to moja ambicja…

Szef sztabu kpt. Hanus – też tobruczanin – widać rozumie.

Jakieś rozmowy, szmery, szef sztabu brygady porozumiewa się wyżej.

I nagle: – Dobrze, podporządkuj Stefana.

Na to pada schrypłym głosem jedno słowo: – Dziękuje”.

18 maja o świcie rozpoczęło się kolejne natarcie zakończone pełnym sukcesem.

Za postawę w trakcie walk o Monte Cassino, rozkazem naczelnego wodza z dnia 24 lipca 1944 r. kpt. Drelicharz otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Wojennego „Virtuti Militari” klasy V.

Po bitwie zastępca dowódcy Pułku 4 Pancernego kpt. Iwanowski zarządził odprawę, nazwaną później „śmiertelną”.

Kpt. Drelicharz tak opisał dalsze wypadki: „Iwanowski w trakcie odprawy podniósł się, aby coś powiedzieć do Szkody. Nagle rąbnęło mnie coś w głowę, równocześnie

zobaczyłem, że Iwanowski się wali, posłyszałem, że coś krzyknął Bortnowski i zobaczyłem wszędzie naokoło krew. Pchor. Szkoda spadł z czołgu z ręką urwaną, pod działem S-P wił się ranny żołnierz. Doktor Dudek, sam ranny w rękę, opatruje. Do Bortnowskiego podbiegł kapelan ks. Studziński”. Kiedy por. Bortnowskiego

kładziono na nosze, patrząc na drogę ku Albanecie powiedział: „Niech Władek opiekuje się chłopcami, niech weźmie…”

W wyniku odniesionej rany kpt. Drelicharz został skierowany do szpitala wojennego w Venafro. Przebywając na leczeniu, dał się poznać jako człowiek z dużym poczuciem humoru. Adam Majewski w swej książce „Wojna, ludzie i medycyna” nazywa go „człowiekiem skromnym (…) i tak towarzyskim i wesołym, że wkrótce zmienił nastrój wśród pacjentów naszego namiotu. Właściwie dyrygował nami. Nawet gdy go po opatrunku bolała bardzo głęboka rana w karku, to krzywiąc się opowiadał o swoich cierpieniach w tak wesoły sposób, że wszyscy ryczeli ze śmiechu. Nawet ranni w brzuch rękami przytrzymywali sobie brzuch i ze wszystkimi śmiali się na głos…”

Po wyleczeniu walczył w kampanii adriatyckiej. Melchior Wańkowicz pisał: „Długi szereg walk w pościgu nieustępliwym i zajadłym przez wszystkie brody rzek od Ortony po Rimini, przez wszystkie przełączki tego 230-kilometrowego szlaku, przez wszystkie błotka i zapadnie, nagłe załomki dróg, górskie przejazdy, między oliwkowe przesmyki i szerokie przewiewy płaszczyzn.

Pierwszy z czołgistów wniósł od Falconary chrzest pancerny do zdobywanej Ankony, przypadł do Adriatyku, szedł, jak walec wyciskający Niemców (…) Tak przypadł do skraju Apeninów, skąd już wgląd na równię Lombarii.”

Za postawę w bitwie a Ankonę został odznaczony po raz drugi Krzyżem Walecznych.

W sierpniu toczył ciężkie walki w międzyrzeczu Cesano – Metauro. Za dowodzenie 2 szwadronem czołgów dnia 19.VIII otrzymał (już pośmiertnie) Krzyż Złoty Orderu Wojennego „Virtuti Militari” klasy IV.

21.XI.1944 r. stoczył swą ostatnią walkę – natarcie na Monte Fortino. „W przeddzień natarcia, 20 listopada – relacjonuje ppłk Z. Dudziński w swych wspomnieniach

opublikowanych w 60. numerze „Czwartaka Pancernego” – poszedłem z Władkiem na rozpoznanie. Doszliśmy do najdalej wysuniętej placówki piechoty, skąd dokładnie było widać owe nieszczęsne Monte Fortino na całej jego długości. Władek tym razem nie okazał zapału, jaki zwykle go cechował przed bitwą. I nic dziwnego,

także i według mojej oceny, teren nie nadawał się wcale do bitwy dla czołgów. Mogły się one posuwać tylko jeden za drugim, jedyną drogą na szczycie grzbietu, widoczne

zewsząd jak tarcza na strzelnicy”.

„W ostatniej rozgrywce o ostatnie zręby bastionów – pisał dla „Tygodnika Polskiego” nr 50 Melchior Wańkowicz -znowu w mokry listopadowy dzień posłyszeliśmy w

Słuchawkach jego głos. Gospodarzył znowu bitwą swoim soczystym językiem, językiem Paska, datującym się spod Grunwaldu, szorstką miłością obejmując krąg powierzonych sobie istnień ludzkich, zamkniętych w stalowych pudłach.

A potem posłyszeliśmy: „P-pance z lewa!” i serca słuchających zamarły w oczekiwaniu. Bo p-panc to straszliwy przeciwnik czołgu, przeciwnik zamaskowany, czekający i górujący nad czołgiem. A cofać się nie było jak…Radiotelegrafiści przypłaszczyli się przy odbiornikach – przez długie jak wieczność 10 minut żadna siła ludzka nie mogła wyrwać z nich meldunku. A potem… już wiedziano. Światło bohaterskiego życia, legenda żołnierska, zatoczyło łuk i zgasło.

Na cmentarzu nad grobem stanął gen. Anders, stanęli dowódcy. Żółte, sięgające po łokieć rękawice pancernych zaplotły się na czarnej trumnie kapitana, na czterech dalszych trumnach jego podkomendnych. Trzy były maleńkie – to spalone resztki. Znieruchomiał szwadron chowający dowódcę i kolegów. Cicho było w płaczliwym,

siąpiącym dniu na tym apenińskim cmentarzu. Brali pudełka – trumienki i kładli w pięć wykopanych dołków. Kiedy małe trumienki układano w jamach, już wznosił się nad nimi wielki żelazny krzyż z części czołgowych.

Gen. Anders rzucał do każdego grobu grudkę ziemi i mówił o Drelicharzu patrzącym na żołnierski wysiłek z nieba. I kiedy wzniósł się krzyż, ległych wieńce, szwadron poderwała komenda do odmarszu, poczęło wznosić się na niebo tak listopadowe jak w Polsce – nowe światło tej legendy, która już nie umrze…”

Pogrzeb odbył się w Dovadole 25 listopada 1944 r. Następnie prochy przeniesiono na cmentarz polski w Bolonii.

Kpt. Drelicharz był wysoko oceniany zarówno przez przełożonych jak i podwładnych. Przytoczę fragment ze wspomnień Mieczysława Białkiewicza: „… był koleżeński, uprzejmy, serdeczny. Miał głęboki szacunek i uwielbienie u podwładnych, dla których był nie tylko bohaterskim wodzem, w którego bezkrytycznie wierzyli, był dla nich również sprawiedliwym i troskliwym ojcem albo może raczej starszym bratem, zawsze o ich dobro dbającym.” Nikt nie potrafi o przełożonym wydać trafniejszej opinii jak jego własny podwładny- to jest ocena jego podwładnych! Przez przełożonych i kolegów był bardzo lubiany i ceniony, mimo że niejednokrotnie nie wahał się „mówić prawdę w oczy”. Jego jowialny, wesoły sposób bycia zawsze wprowadzał przyjemny nastrój w towarzystwie. Nigdy nie było mowy o konfliktach czy nieporozumieniach… Jak większość młodych oficerów, nie był zaangażowany politycznie, był szczerym patriotą i prawym Polakiem i wierzył lub też chciał wierzyć w tych, którzy nam przewodzili. Osiągnięcia w walkach miał wybitne, czego najlepszym dowodem było wyróżnienie go, aż dwukrotnie, najwyższym odznaczeniem bojowym „Virtuti Militari”, srebrnym i złotym, i awansem pośmiertnym na MAJORA. Był klasycznym przykładem „lidera” – przywódcy, który rozkazuje nie słowami, lecz przykładem, który sam prowadzi w pierwszej linii, odważnie i agresywnie, ale równocześnie mądrze i roztropnie – zniszczyć wroga, zdobyć teren, ale samemu nie ponieść strat.

Dowódca Pułku 4 Pancernego, ppłk dypl. Zbigniew Dudziński wspominał: „Poległ na polu walki. Poległ w czołgu, śmiercią żołnierza pancernego. Poległ bez lęku jako „Bohater 2-go Korpusu” – tak wyraził się o Nim gen. Anders, przemawiając nad Jego grobem, na cmentarzu w Dovadole.

Poległ, ale nie zginął – bo nie zginie pamięć o Nim i o jego czynach…”

 

Odznaczenia bojowe mjr. Władysława Drelicharza

Polskie

Kampania wrześniowa 1939 Krzyż Walecznych (nadany po wojnie)

Tobruk 1941 Krzyż Walecznych II

Odznaka za Rany

Monte Cassino 1944 Krzyż „Virtuti Militari” Srebrny

Odznaka za Rany II

Adriatyk – Ancona 1944 Krzyż Walecznych III

Ceęsano – Metauro 1944 Krzyż „Virtuti Militari” Złoty

Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino

Brytyjskie

„Military Cross” (Krzyż Wojskowy)

„War 1959 – 45 Star” (Gwiazda za Wojnę)

„Africa Star” (Gwiazda Afryki)

„Italy Star” (Gwiazda Italii)

„Defence Medal” (Medal Obrony)

„War Medal” (Medal za Wojnę)

Włoskie

„Croce di Guerra” (Krzyż Wojenny)

Opracowano na postawie „Tuchowskie wieści” Rok 2 Nr 7-8 (9-10) Lipiec -sierpień 1991 artykułu Barbary Zagórskiej   „Patroni Tuchowskich ulic. Mjr Władysław Drelicharz”.

 

Autor

Jan Zadworny

Jestem dr n. hum. Głównymi dziedzinami mojego zainteresowania są dzieje Wojska Polskiego po zakończeniu II wojny światowej oraz historia wojskowości polskiej w XX w. z uwzględnieniem regionu opolskiego, ewolucja Bezpieczeństwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej, udział wojsk lądowych w konfliktach lokalnych po II wojnie światowej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *