Dziękujemy!
Obchody 78. rocznicy bitwy o Monte Cassino i Święto Stowarzyszenia “Pancerny Skorpion”
Zobacz film: https://youtu.be/-2F-AsS8Xwg
Informacja o dofinansowaniu
Zapraszamy na obchody 78. rocznicy bitwy o Monte Cassino i Święto Stowarzyszenia „Pancerny Skorpion” w dn. 14.05.2022 w Opolu
STOWARZYSZENIE “Pancerny Skorpion” serdecznie DZIĘKUJE MINISTERSTWU OBRONY NARODOWEJ za współfinansowanie Rajdu wojskowych pojazdów historycznych szlakiem płk Stanisława Glińskiego w III Powstaniu Śląskim „Skorpiony w hołdzie Powstańcom Śląskim – 2021 r.
Zmarł ppłk dr Jan Zadworny
24.10.2020 r. zmarł wieloletni, zasłużony członek Stowarzyszenia ppłk dr Jan Zadworny przeżywszy 61 lat.
Cześć jego pamięci!
[AKTUALIZACJA]
Ceremonia pogrzebowa odbędzie się w Kościele Rzymskokatolickim pw Bł. Czesława w sobotę 31.10.2020 r. o godz. 11:00. Prochy zostaną złożone na Cmentarzu na Półwsi.
Generał brygady Zdzisław Julian Starostecki, żołnierz Pułku 4 Pancernego Skorpion, jeden z konstruktorów rakiet Patriot
Zdzisław Julian Starostecki
Urodził się on 8 lutego 1919 roku w Łodzi. Uczył się w Korpusie Kadetów w Chełmie, a w 1939 roku walczył w Samodzielnej Grupie Operacyjnej Polesie gen. Franciszka Kleeberga, również w jej ostatniej bitwie pod Kockiem, po kapitulacji zaangażował się w warszawskie struktury podziemia; konspirował w Służbie Zwycięstwu Polski. Uniknąwszy niewoli, postanowił przedrzeć się do polskich sił zbrojnych we Francji, ale na szlaku ze Lwowa ku granicy węgierskiej został ujęty przez NKWD.
Skazany na osiem lat łagru, pracował przy wyrębie lasów nad Peczorą. Tam podjął próbę ucieczki. Zbiega jednak schwytano i doliczono mu do wyroku dodatkowe dwa lata. Starostecki trafił następnie do kopalni złota na Kołymie, gdzie zetknął się z rozstrzelanym później Aleksandrem Swanidze, bratem pierwszej żony Stalina.
Z łagru wyszedł dzięki amnestii, przewidzianej polsko-radzieckim układem z 1941 roku. Szczęśliwie dotarł do ośrodka formowania armii polskiej w Tockoje, a po ewakuacji do Iraku ukończył w 1942 roku szkołę podchorążych.
W walkach 2 Korpusu Polskiego we Włoszech uczestniczył w składzie Pułku 4 Pancernego „Skorpion”. 17 maja 1944 roku, w trakcie drugiego polskiego natarcia na Monte Cassino, pułk ten miał wesprzeć piechotę, atakującą kluczowe w systemie obrony wzgórze, nazwane Widmem.
Według spopularyzowanej przez reportaż Melchiora Wańkowicza wersji wydarzeń, podchorąży Starostecki przekonał swego bezpośredniego dowódcę, porucznika Jana Kochanowskiego, że wbrew opinii ich zwierzchników czołgi są w stanie sforsować w natarciu stromy teren. Podczas ataku zniszczono kilka niemieckich punktów oporu i osiągnięto szczyt Widma, skąd po nastaniu nocy wycofano się na pozycje ubezpieczone. Następnego ranka Monte Cassino było już w rękach Polaków.
W udzielonym w ubiegłym roku „Tygodnikowi Powszechnemu” wywiadzie Starostecki przedstawił to nieco inaczej: „Czołgi wspinały się pod ostrzałem. Kochanowski zwątpił i nakazał odwrót. Powiedziałem mu, że przejmuję dowództwo. Wyrwał mi mikrofon, żebym nie mógł komunikować się z resztą czołgów. Walnąłem go sierpowym. I ucichł. Wzięliśmy wzgórze”.
W kwietniu 1945 roku Starostecki został ciężko ranny pod Bolonią – groziła mu amputacja nogi. Jednak dzięki opiece polskich lekarzy udało się tego uniknąć. Kuracja szpitalna trwała blisko rok.
Został zdemobilizowany w stopniu porucznika, odznaczono go orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych.
Po przybyciu do Wielkiej Brytanii Starostecki podjął studia ekonomiczne, a w 1952 roku wyemigrował wraz z żoną i dwoma synami do Stanów Zjednoczonych, osiedlając się w Harrison na obrzeżach aglomeracji nowojorskiej. Pracował jako tokarz, a następnie kreślarz, studiując jednocześnie w Stevens Institute of Technology w Hoboken w stanie New Jersey.
Po uzyskaniu dyplomu inżyniera mechanika został w 1960 roku przyjęty do pracy w Centrum Badań Obronnych Armii USA w Dover w New Jersey. Zajmował się tam najpierw pociskami artyleryjskimi do przenoszenia ładunków jądrowych, potem przeciwpancernymi pociskami kierowanymi, a na początku lat 80., stanął na czele 40-osobowej grupy, opracowującej radar i głowicę bojową rakiety Patriot.
Pocisk ten użyto bojowo po raz pierwszy podczas wojny nad Zatoką Perską w 1991 roku. Zapytany przez „Tygodnik Powszechny”, czy odczuwał wtedy satysfakcję, Starostecki odparł: „Oczywiście. Rezultatami nie byłem jednak zaskoczony. Tak to po prostu miało działać”.
W wywiadzie, udzielonym w 2007 roku chicagowskiemu „Dziennikowi Związkowemu” podkreślił, iż była to zasługa całego jego zespołu. „W głowicy znajduje się wiele elementów, do których to rozwiązań przyczynili się także inżynierowie z mojej ekipy. Ja mogę się przyznać do autorstwa głowicy w jakichś 75-80 procentach. Moją koncepcją był między innymi żyroskop oraz koder i dekoder”.
Starostecki zdecydowanie popierał ideę udostępnienia Patriotów Polsce, i to bez względu na rosyjskie obiekcje. Zwracał uwagę, że Moskwa nie ma żadnych zastrzeżeń wobec chronienia przez te pociski całego terytorium Niemiec.
W 2009 roku prezydent RP Lech Kaczyński awansował go na stopień generała brygady.
Został członkiem komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego przed przyspieszonymi wyborami prezydenckimi 2010.
4 października 2010 r. Rada Miasta Chełm nadała mu tytuł honorowego obywatela miasta.
Zmarł 31 grudnia 2010 roku w swoim domu na Florydzie.
Ordery i odznaczenia
- Order Virtuti Militari
- Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej (2007)
- Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej (1996)
- Krzyż Walecznych
Autor Stanisław Dmitrewski (PAP),artykuł dostępny na stronie https://dzieje.pl/wiadomosci/j-sellin-dla-naszego-dziennika-nikt-nie-zorganizuje-uroczystosci-na-westerplatte-lepiej.
Władysław Drelicharz – pancerny skorpion spod Monte Cassino
Władysław Drelicharz urodził się 16.IX.1913 r. w Tuchowie. Był synem Józefa – robotnika kolejowego – i Genowefy. Mając zaledwie 5 lat, stracił matkę. Opiekę nad chłopcem sprawowali dziadkowie, Tomasz i Apolonia Schabowie, zamieszkali w Kielanowicach. Ojciec wkrótce ożenił się po raz drugi, z Krystyną Galas.
Władysław doczekał się przyrodniego rodzeństwa, z którym łączyły go więzy uczuciowe, podobnie jak z ojcem i przybraną matką.
Naukę szkolną rozpoczął w 1919 roku w Szkole Powszechnej w Kielanowicach, a następnie kontynuował w Szkole Powszechnej 7-klasowej w Tuchowie. W 1933 r. ukończył II Gimnazjum im. hetmana Jana Tarnowskiego w Tarnowie. Był uczniem przeciętnym. Interesował się historią, dużo czytał, lubił sport, należał do Związku Strzeleckiego. Wymagana w szkole dyscyplina nie pozostawała w zgodzie z jego temperamentem i jego żywiołością. Na kartach dziennika klasowego znaleźć można uwagi: „krzyczy”, „broi”.
Po zdaniu matury postanowił zrealizować swoje młodzieńcze marzenia i wstąpić do szkoły wojskowej. Wybór padł na Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowie-Komorowie. Po jej ukończeniu w 1936 r. jako podporucznik został skierowany do służby w 51 Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w Brzeżanach w województwie tarnopolskim. Pochłaniała go praca szkoleniowa wśród żołnierzy. Nie rezygnował jednak ze sportu i spotkań towarzyskich, w czasie których bawił znajomych dużym poczuciem humoru. W Brzeżanach poznał swoją przyszłą żonę Aleksandrę Weiss de Weissenfeld.
Wracając do służby wojskowej, wspomnę, że w 1938 r. należał do grupy wypadowej „Stryj” jako dowódca oddziału partyzanckiego na Ruś Zakarpacką. Tam został po raz pierwszy ranny. Leczenie i rekonwalescencję przechodził w szpitalu we Lwowie.
Po powrocie do swego pułku 1.IX.1939 r. wyruszył na wojnę jako dowódca 5 kompanii strzeleckiej. Tuż przed wymarszem poślubił wspomnianą wyżej Aleksandrę. W1940 roku przyszła na świat córka, Władysława Grażyna, której – niestety – nigdy nie zobaczył.
51 Pułk Piechoty wchodził w skład 12 Dywizji Piechoty, a ta za kolei należała do Armii Prusy. W rejonie koncentracji 12 DP (Skarżysko – Kamienna) toczyły się trwające do 9.IX krwawe walki, które doprowadziły do rozbicia dywizji. Dowódca zarządził podzielenie oddziałów na kilkunastoosobowe grupki i przedzieranie się za Wisłę.
Ppor. Drelicharz na czele takiej grupy przekroczył Wisłę, gdzie następnie dołączył do zreorganizowanej 12 DP, aby po wycofaniu się do Kowla brać udział w organizowaniu jego obrony. Po wkroczeniu Armii Czerwonej i likwidacji obrony Kowla przedzierał się przez oddziały radzieckie z małą uzbrojoną grupą na południe do granicy.
Niestety – umundurowani i uzbrojeni nie mogli posuwać się dalej, więc przebrali się w ubiory cywilne, broń ukryli w lesie i każdy na własną rękę udał się do rejonu zamieszkania swoich najbliższych. Ppor. Drelicharz wrócił w okolice Brzeżan. 4.XI podjął pierwszą – nieudaną – próbę przekroczenia granicy; okazała się strzeżona ze zwiększoną czujnością. Wrócił więc do Brzeżan, gdzie 5.XI został niespodziewanie zatrzymany przez NKWD. Prowadzony w ciemnościach nocy i ulewnym deszczu podjął udaną próbę ucieczki w zaułki miasta.
7.XII.1939 r. bez przeszkód przekroczył granicę węgierską. Jego zamiarem było dotarcie do oddziałów polskich we Francji. Do Budapesztu przybył przed 13 XII, skąd skierowany został do obozu dla internowanych w Visegrad. Wiosną 1940 r. opuścił Węgry i 21.V zameldował się na stacji zbornej w Bejrucie. Przydzielony został do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, w której pełnił różne funkcje do czasu przeszkolenia na carriersach.
11.XII.1940 r. został mianowany porucznikiem. Po kolejnych reorganizacjach SBSK objął dowództwo plutonu carriersów kompanii dowodzenia w pierwszym batalionie piechoty.
W 1941 r. jako żołnierz SBSK brał udział w obronie twierdzy Tobruk. Szczególnie bogate są dzieje patroli tobruckich. Niepokoiły one co noc nieprzyjaciela, zadawały mu straty, brały jeńców, rozminowywały przedpola, Na patrole z reguły chodzili ochotnicy, zwano ich „zagończykami”. Był nim także por. Drelicharz. Jego podkomendny, Mieczysław Białkiewicz, wspomina: „W patrolach nocnych Władek specjalnie się wyróżnia, jak kot przesmykuje się przez gęste pola minowe, przyprowadza jeńców włoskich, zdobywa informacje.”
Władysław Choma w artykule „Po bitwie” w 3 nr. „Parady” nazywa go „sławnym zagończykiem”. W czasie jednego z największych i najpomyślniejszych patroli, 20/21.XI, por. Drelicharz został ranny, a następnie ewakuowany do szpitala wojennego w Aleksandrii. W czasie wypadu żołnierze udowodnili duże przywiązanie do swego dowódcy. Oto słowa W. Chomy: „Dnia 21.X1.1941r. śp. Drelicharz(…) w czasie wypadu na pozycje włoskie w Tobruku został ranny odłamkiem ręcznego granatu. Sprawcę tego byliby żołnierze roznieśli na kawałki, gdyby nie por. Drelicharz, który kazał Włocha zabrać do niewoli. Był to jedyny jeniec, którego wtedy zabrano”.
Rozkazem z dnia 29.XI.1941 r. porucznikowi został nadany Krzyż Walecznych po raz pierwszy.
Po powrocie na front w trakcie jednego z wypadów pod Gazalą w lutym 1942 r. ponownie został ranny.
Z chwilą utworzenia 2 Korpusu Polskiego objął dowództwo 2 szwadronu czołgów Pułku 4 Pancernego. Na pustyni egipskiej powstał symbol pułkowy – „Skorpion”. „W naszym pustynnym obozie – wspomina Mieczysław Białkiewicz – była moc skorpionów… Nieraz obserwowaliśmy ich walki z o wiele większymi pająkami tarantulami, które różnie się kończyły, ale zawsze skorpion wykazywał większą odwagę i wolę walki- szarżował jak czołg. Władek wtedy powiedział do mnie: „Mieciu, namaluj takiego skorpiona na moim czołgu – to będzie nasz znak!” Zrobione! Pomysł ten był entuzjastycznie przyjęty przez cały szwadron i w ciągu dnia wszystkie czołgi miały skorpiona na wieżach”. Z biegiem czasu mianem „Skorpion” określano żołnierzy Pułku 4 Pancernego w całym 2 Korpusie Polskim.
6.IV Pułk przybył do Włoch. 2 szwadron czołgów kpt. Drelicharza brał udział w walkach o Monte Cassino – forsował zaminowaną „Gardziel”, nacierając na Mass Albanetę. 17.V.1944 r. trwały zacięte boje. Melchior Wańkowicz relacjonował: „Koło godziny osiemnastej siły załóg czołgowych są na wyczerpaniu. Dwanaście już godzin walczą. Młody, dźwięczny, wibrujący radością walki głos kpt. Drelicharza brzmi teraz ochryple.
– „Olga 3” strzelać oszczędnie!
Godzina 17.50 – Mamy tylko cztery czołgi…
O godzinie 18.45, po dłuższej przerwie, spowodowanej przegrzaniem się radia, słychać głos Drelicharza. Jakże inny! Głuchy głos – jak ze studni.
– Stoję tam, gdzie stałem. Otrzymałem rozkaz wycofania
się – i nagle, aż niemal dziecinnie z rozpaczą – „Ster”, co mam robić?
„Ster” to kryptonim szefa sztabu. Drelicharz otrzymał rozkaz wycofania się na rzecz idącego z dziesięciu czołgami por. Bortnowskiego. Już raz, pod Gazelą… kiedy
Drelicharz zrobił już całą robotę, został ranny…
Właśnie wtedy Bortnowski również objął jego pluton carriersów…I dokończył… Za niego… Kpt. Drelicharz wierzy, że czołgi jutro wjadą w dolinę Albanety, o którą
dzień cały walczył. I ma ustąpić?
– Drelicharz: – Zrozumcie…, to moja ambicja…
Szef sztabu kpt. Hanus – też tobruczanin – widać rozumie.
Jakieś rozmowy, szmery, szef sztabu brygady porozumiewa się wyżej.
I nagle: – Dobrze, podporządkuj Stefana.
Na to pada schrypłym głosem jedno słowo: – Dziękuje”.
18 maja o świcie rozpoczęło się kolejne natarcie zakończone pełnym sukcesem.
Za postawę w trakcie walk o Monte Cassino, rozkazem naczelnego wodza z dnia 24 lipca 1944 r. kpt. Drelicharz otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Wojennego „Virtuti Militari” klasy V.
Po bitwie zastępca dowódcy Pułku 4 Pancernego kpt. Iwanowski zarządził odprawę, nazwaną później „śmiertelną”.
Kpt. Drelicharz tak opisał dalsze wypadki: „Iwanowski w trakcie odprawy podniósł się, aby coś powiedzieć do Szkody. Nagle rąbnęło mnie coś w głowę, równocześnie
zobaczyłem, że Iwanowski się wali, posłyszałem, że coś krzyknął Bortnowski i zobaczyłem wszędzie naokoło krew. Pchor. Szkoda spadł z czołgu z ręką urwaną, pod działem S-P wił się ranny żołnierz. Doktor Dudek, sam ranny w rękę, opatruje. Do Bortnowskiego podbiegł kapelan ks. Studziński”. Kiedy por. Bortnowskiego
kładziono na nosze, patrząc na drogę ku Albanecie powiedział: „Niech Władek opiekuje się chłopcami, niech weźmie…”
W wyniku odniesionej rany kpt. Drelicharz został skierowany do szpitala wojennego w Venafro. Przebywając na leczeniu, dał się poznać jako człowiek z dużym poczuciem humoru. Adam Majewski w swej książce „Wojna, ludzie i medycyna” nazywa go „człowiekiem skromnym (…) i tak towarzyskim i wesołym, że wkrótce zmienił nastrój wśród pacjentów naszego namiotu. Właściwie dyrygował nami. Nawet gdy go po opatrunku bolała bardzo głęboka rana w karku, to krzywiąc się opowiadał o swoich cierpieniach w tak wesoły sposób, że wszyscy ryczeli ze śmiechu. Nawet ranni w brzuch rękami przytrzymywali sobie brzuch i ze wszystkimi śmiali się na głos…”
Po wyleczeniu walczył w kampanii adriatyckiej. Melchior Wańkowicz pisał: „Długi szereg walk w pościgu nieustępliwym i zajadłym przez wszystkie brody rzek od Ortony po Rimini, przez wszystkie przełączki tego 230-kilometrowego szlaku, przez wszystkie błotka i zapadnie, nagłe załomki dróg, górskie przejazdy, między oliwkowe przesmyki i szerokie przewiewy płaszczyzn.
Pierwszy z czołgistów wniósł od Falconary chrzest pancerny do zdobywanej Ankony, przypadł do Adriatyku, szedł, jak walec wyciskający Niemców (…) Tak przypadł do skraju Apeninów, skąd już wgląd na równię Lombarii.”
Za postawę w bitwie a Ankonę został odznaczony po raz drugi Krzyżem Walecznych.
W sierpniu toczył ciężkie walki w międzyrzeczu Cesano – Metauro. Za dowodzenie 2 szwadronem czołgów dnia 19.VIII otrzymał (już pośmiertnie) Krzyż Złoty Orderu Wojennego „Virtuti Militari” klasy IV.
21.XI.1944 r. stoczył swą ostatnią walkę – natarcie na Monte Fortino. „W przeddzień natarcia, 20 listopada – relacjonuje ppłk Z. Dudziński w swych wspomnieniach
opublikowanych w 60. numerze „Czwartaka Pancernego” – poszedłem z Władkiem na rozpoznanie. Doszliśmy do najdalej wysuniętej placówki piechoty, skąd dokładnie było widać owe nieszczęsne Monte Fortino na całej jego długości. Władek tym razem nie okazał zapału, jaki zwykle go cechował przed bitwą. I nic dziwnego,
także i według mojej oceny, teren nie nadawał się wcale do bitwy dla czołgów. Mogły się one posuwać tylko jeden za drugim, jedyną drogą na szczycie grzbietu, widoczne
zewsząd jak tarcza na strzelnicy”.
„W ostatniej rozgrywce o ostatnie zręby bastionów – pisał dla „Tygodnika Polskiego” nr 50 Melchior Wańkowicz -znowu w mokry listopadowy dzień posłyszeliśmy w
Słuchawkach jego głos. Gospodarzył znowu bitwą swoim soczystym językiem, językiem Paska, datującym się spod Grunwaldu, szorstką miłością obejmując krąg powierzonych sobie istnień ludzkich, zamkniętych w stalowych pudłach.
A potem posłyszeliśmy: „P-pance z lewa!” i serca słuchających zamarły w oczekiwaniu. Bo p-panc to straszliwy przeciwnik czołgu, przeciwnik zamaskowany, czekający i górujący nad czołgiem. A cofać się nie było jak…Radiotelegrafiści przypłaszczyli się przy odbiornikach – przez długie jak wieczność 10 minut żadna siła ludzka nie mogła wyrwać z nich meldunku. A potem… już wiedziano. Światło bohaterskiego życia, legenda żołnierska, zatoczyło łuk i zgasło.
Na cmentarzu nad grobem stanął gen. Anders, stanęli dowódcy. Żółte, sięgające po łokieć rękawice pancernych zaplotły się na czarnej trumnie kapitana, na czterech dalszych trumnach jego podkomendnych. Trzy były maleńkie – to spalone resztki. Znieruchomiał szwadron chowający dowódcę i kolegów. Cicho było w płaczliwym,
siąpiącym dniu na tym apenińskim cmentarzu. Brali pudełka – trumienki i kładli w pięć wykopanych dołków. Kiedy małe trumienki układano w jamach, już wznosił się nad nimi wielki żelazny krzyż z części czołgowych.
Gen. Anders rzucał do każdego grobu grudkę ziemi i mówił o Drelicharzu patrzącym na żołnierski wysiłek z nieba. I kiedy wzniósł się krzyż, ległych wieńce, szwadron poderwała komenda do odmarszu, poczęło wznosić się na niebo tak listopadowe jak w Polsce – nowe światło tej legendy, która już nie umrze…”
Pogrzeb odbył się w Dovadole 25 listopada 1944 r. Następnie prochy przeniesiono na cmentarz polski w Bolonii.
Kpt. Drelicharz był wysoko oceniany zarówno przez przełożonych jak i podwładnych. Przytoczę fragment ze wspomnień Mieczysława Białkiewicza: „… był koleżeński, uprzejmy, serdeczny. Miał głęboki szacunek i uwielbienie u podwładnych, dla których był nie tylko bohaterskim wodzem, w którego bezkrytycznie wierzyli, był dla nich również sprawiedliwym i troskliwym ojcem albo może raczej starszym bratem, zawsze o ich dobro dbającym.” Nikt nie potrafi o przełożonym wydać trafniejszej opinii jak jego własny podwładny- to jest ocena jego podwładnych! Przez przełożonych i kolegów był bardzo lubiany i ceniony, mimo że niejednokrotnie nie wahał się „mówić prawdę w oczy”. Jego jowialny, wesoły sposób bycia zawsze wprowadzał przyjemny nastrój w towarzystwie. Nigdy nie było mowy o konfliktach czy nieporozumieniach… Jak większość młodych oficerów, nie był zaangażowany politycznie, był szczerym patriotą i prawym Polakiem i wierzył lub też chciał wierzyć w tych, którzy nam przewodzili. Osiągnięcia w walkach miał wybitne, czego najlepszym dowodem było wyróżnienie go, aż dwukrotnie, najwyższym odznaczeniem bojowym „Virtuti Militari”, srebrnym i złotym, i awansem pośmiertnym na MAJORA. Był klasycznym przykładem „lidera” – przywódcy, który rozkazuje nie słowami, lecz przykładem, który sam prowadzi w pierwszej linii, odważnie i agresywnie, ale równocześnie mądrze i roztropnie – zniszczyć wroga, zdobyć teren, ale samemu nie ponieść strat.
Dowódca Pułku 4 Pancernego, ppłk dypl. Zbigniew Dudziński wspominał: „Poległ na polu walki. Poległ w czołgu, śmiercią żołnierza pancernego. Poległ bez lęku jako „Bohater 2-go Korpusu” – tak wyraził się o Nim gen. Anders, przemawiając nad Jego grobem, na cmentarzu w Dovadole.
Poległ, ale nie zginął – bo nie zginie pamięć o Nim i o jego czynach…”
Odznaczenia bojowe mjr. Władysława Drelicharza
Polskie
Kampania wrześniowa 1939 Krzyż Walecznych (nadany po wojnie)
Tobruk 1941 Krzyż Walecznych II
Odznaka za Rany
Monte Cassino 1944 Krzyż „Virtuti Militari” Srebrny
Odznaka za Rany II
Adriatyk – Ancona 1944 Krzyż Walecznych III
Ceęsano – Metauro 1944 Krzyż „Virtuti Militari” Złoty
Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino
Brytyjskie
„Military Cross” (Krzyż Wojskowy)
„War 1959 – 45 Star” (Gwiazda za Wojnę)
„Africa Star” (Gwiazda Afryki)
„Italy Star” (Gwiazda Italii)
„Defence Medal” (Medal Obrony)
„War Medal” (Medal za Wojnę)
Włoskie
„Croce di Guerra” (Krzyż Wojenny)
Opracowano na postawie „Tuchowskie wieści” Rok 2 Nr 7-8 (9-10) Lipiec -sierpień 1991 artykułu Barbary Zagórskiej „Patroni Tuchowskich ulic. Mjr Władysław Drelicharz”.
mjr Jerzy Matykiewicz, żołnierz Pułku 4 Pancernego Skorpion
Jerzy Matykiewicz (ur. 24 marca 1919 w Szczyrzycu, zm. 29 marca 2003 w Średniej Wsi w wieku 84 lat. Major Wojska Polskiego, oficer Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, kawaler Orderu Virtuti Militari, nauczyciel.
Pierwsze moje spotkanie miało miejsce z kpt. Jerzym Matykiewiczem w maju 1993 r., kiedy to przekazano tradycje Pułku 4 Pancernego Skorpion dla 102 Pułku Zmechanizowanego, na czele dużej grupy z Polski zawsze wierny Pułkowi i niestrudzony płk O. Adam Studziński, Jerzy Matykiewicz i Wincenty Bąk ze sztandarem kombatantów 2 Polskiego Korpusu.
Poznałem jego historię, jako żołnierza Pułku 4 Pancernego Skorpion, którą mi opowiedział w czasie naszego pierwszego spotkania. Tak zaczęła się nasza znajomość, która przerodziła się w żołnierską przyjaźń. Ta sympatia, koleżeństwo i przyjaźń między weteranami a młodymi „Skorpionami” trwała do chwili aż Bóg wezwał ich do siebie na wieczną wartę. Ci, którzy częściej zjawiali się w Opolu, zaprzyjaźnili się z wieloma osobami i ich rodzinami. Opolscy Skorpiony zapraszali weteranów do swoich mieszkań. Poznawali ich, więc w środowisku rodzinnym, wśród sprzętów, przemiłych dzieci.
Ten przekaz, w którym nie sposób zrelacjonować wszystko co wydarzyło się w 1993 roku myślę, że pozwoli czytelnikowi zorientować się dokładniej w stosunkach jakie łączyły weteranów z opolską jednostką, z opolskimi „Skorpionami”.
Jurek brał udział we wszystkich uroczystościach organizowanych przez 5 BPanc Skorpion, związanych z kolejnymi rocznicami obchodów bitwy o Monte Cassino. Pamięć o tej krwawej bitwie jest mocno obecna w Opolu, gdzie funkcjonuje Stowarzyszenie Pancerny Skorpion. Gromadzi ono byłych żołnierzy Pułku 4 Pancernego Skorpion, który brał udział w bitwie pod Monte Cassino oraz żołnierzy 5 Brygady Pancernej Skorpion, która odziedziczyła jego tradycje.
Jurek Matykiewicz po wybuchu II wojny światowej ochotniczo wstąpił do Wojska Polskiego i został przydzielony do szwadronu kawalerii Raciborowicach. Brał udział w walkach z Niemcami w okolicach Rejowca, Biłgoraja, Frampola i Turbii, zaś pod Żółkwią jego oddział został rozwiązany, a żołnierze internowani do ZSRR. W 1940 Jerzy Matykiewicz został deportowany do Kazachstanu, gdzie pracował w kołchozie.
Na mocy układu Sikorski-Majski odzyskał wolność w 1941, po czym wstąpił w Tockoje do formującego się 2 Korpusu Polskiego, gdzie trafił do szeregów 18 pułku piechoty. Następnie został przydzielony do szkoły broni pancernej. W 1942 wraz z wojskami został ewakuowany do Iranu. W 1942 został przydzielony do Pułku 4 Pancernego „Skorpion”. Od 1944 w jego szeregach brał udział w kampanii włoskiej. Uczestniczył m.in. w bitwie o Monte Cassino. Za swoje czyny bojowe otrzymał odznaczenia. Srebrny Krzyż Wojennego Orderu Virtuti Militari V klasy (za męstwo w bitwie pod Monte Cassino, nadany decyzją Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych), Krzyż Walecznych (czterokrotnie), Złoty Krzyż Zasługi, Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami, Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino.
Po zakończeniu wojny w 1948 wrócił do Polski. Uzyskał tytuł doktora. W latach 70. był wicedyrektorem departamentu rolnictwa w Ministerstwie Sprawiedliwości. Od 1 sierpnia 1988 do 31 sierpnia 1994 był nauczycielem języka angielskiego w Liceum Ogólnokształcącym w Lesku. Inicjator nadania szkole imię Władysława Andersa i jego marzenie się spełniło. Uroczystość nadania imienia gen. Władysława Andersa Liceum Ogólnokształcącemu w Lesku, odbyła się w dniu 14 października 1993 r.
Z okazji 51 rocznicy Bitwy pod Monte Cassino (maj 1995 r.) Żołnierze 5 BPanc Skorpion uczestniczyli w podróży historycznej szlakiem Pułku 4 Pancernego Skorpion we Włoszech. Szczególne miejsce, dla nas żołnierzy Wojska Polskiego, gdzie spoczywają bohaterscy żołnierze 2 Korpusu – na cmentarzu Monte Cassino, kpt. J. Matykiewicz był naszym przewodnikiem, który oprowadzał nas po miejscach, gdzie toczyły się krwawe walki, było niezwykłym przeżyciem znalezienie się ,,w gardzieli”, na Albanecie i w okolicach ,,Widma” gdzie walczyli polscy żołnierze.
***
Bitwa o Monte Cassino uznawana jest przez historyków za jedną z najcięższych bitew lądowych II wojny światowej. Po trzech nieudanych natarciach, w okresie od stycznia do kwietnia 1944 roku, w których uczestniczyły oddziały amerykańskie, angielskie, francuskie, hinduskie i nowozelandzkie, przygotowano kolejną operację, z udziałem polskich żołnierzy. Decydujący atak na Monte Cassino, z udziałem żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, dowodzonego przez generała Władysława Andersa rozpoczął się 11 maja 1944 r. O godzinie 23.00 rozpoczęło się pierwsze natarcie, które załamało się już po pierwszej dobie walki i zakończyło wycofaniem na pozycje wyjściowe. Drugie natarcie nastąpiło 17 maja, do którego zmobilizowano wszystkich zdolnych do walki żołnierzy. 18 maja rano alianci zdobyli wzgórze, a po kolejnych walkach do 25 maja, droga na Rzym została otwarta. W czasie walk o Monte Cassino zginęło 923 polskich żołnierzy, 2931 zostało rannych, a 345 uznano za zaginionych. Na miejscowym cmentarzu wojennym widnieje napis „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”.
Tekst ppłk rez. dr n. hum. Jan Zadworny
Życzenia z okazji Święta Wojska Polskiego.
15 sierpnia Święta Wojska Polskiego to najważniejsze wśród żołnierskich świąt, to dzień należący do wszystkich Polaków. Jest kontynuacją Święta Żołnierza obchodzonego oficjalnie od 1923 r. Data ta, skłania do refleksji nas wszystkich Polaków nad historią i tradycją. To w rozkazie Ministra Spraw Wojskowych napisano: „W rocznicę wiekopomnego rozgromienia nawały bolszewickiej pod Warszawą święci się pamięć poległych w walkach z wiekowym wrogiem o całość i niepodległość Polski”. Do kalendarza wojskowego pamiętna data rozpoczęcia forsowania Wieprza pod Kockiem przez oddziały 21 Dywizji Górskiej powróciła na mocy ustawy z 1992 r.
Przypomina nam o takich wartościach, jak honor, odwaga i poświęcenie, wskazuje na znaczenie pokoju i odpowiedzialności za losy obywateli i państwa.
Z okazji Święta Wojska Polskiego życzymy żołnierzom wszelkiej pomyślności, hartu ducha, zadowolenia i satysfakcji z realizowanych zadań oraz zdrowia i szczęścia Wam Skorpiony i Waszym Rodzinom. Składamy podziękowania za odwagę i bohaterstwo w służbie Ojczyzny i jej obywateli.
Wszystkim Państwu – dzisiejszym i byłym żołnierzom Sił Zbrojnych RP, kombatantom, weteranom, żołnierzom rezerwy i w stanie spoczynku, pracownikom i sympatykom wojska – życzymy satysfakcji z dotychczasowych osiągnięć i wszystkiego dobrego na przyszłość.
Z wyrazami szacunku
Zarząd
Stowarzyszenia Pancerny Skorpion
15 sierpień 2020 r.